środa, 13 września 2017

Wrzesień.

Śmieszne jest to, że zawsze, ale to zawsze tu wracam. Aż mi głupio, bo czuję się jak syn marnotrawny który wraca ze wstydem i z podkulonym ogonem.
Ale za każdym razem wracam jako kto inny, za każdym razem z czym innym. Czasami nawet nie wiem z czym. Jak teraz dla przykładu, jakby kto go potrzebował.

Dziś jestem Martyn palący i pijący, wcześniej był tylko chaos, teraz jest chaos, fajki i alkohol, ciepłe towarzystwo do pustoszenia, we troje (w sumie czworo jeśli liczyć mnie, chociaż spychają mnie na margines...) zawsze raźniej. I jak myślę sobie teraz , że kiedyś wypowiedziałam zdanie które do dziś zapamiętam "WŻYCIUNIEBĘDĘPALIĆ,JAKMOŻNAPALIĆTOŚMIERDZI" to się tylko uśmiecham jaki człowiek był głupi i naiwny. W sumie dalej jest, ale teraz przynajmniej jestem tego świadoma i jest lżej.

Uświadomiona w tym z czym muszę żyć i, że jest to raczej nieuleczalne, jest mi...inaczej (po długiej chwili namysłu jakie słowo można tu napisać. Tak jestem narratorem w swojej własnej głowie) jest stabilnie mimo, że w tej kwestii nic się nie zmieniło, teraz wiem dlaczego tak się dzieje i pozostaje mi nauczyć się z tym żyć. Czasami wracam do czasu jak musiałam się z tym wszystkim sama kopać, jak nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego się tak dzieje na szczęście przyszedł czas kiedy poszłam po rozum do głowy i to mi otworzyło oczy. Jestem mądrzejsza o kilka doświadczeń, błędy i tak będę powtarzać, chociaż ja-hipokrytka zawsze twierdzę, że uczę się na błędach co oczywiście prawdą nie jest.

Ostatnio mnie olśniło, wiecie? Denerwowałam się jak ludzie ode mnie odchodzili, twierdziłam (przewrotnie dalej twierdzę...) że to były toksyczne związki które mnie pochłaniały bez reszty, w których nie mogłam być sobą, w których nie było miejsca na mnie.
No i przyszedł czas w którym spadło na mnie jak grom, to ja.
To ja byłam i jestem tą toksyczną osobą, nie było dla mnie miejsca bo jak? Skoro zajmowałam 99,9% miejsca w życiu tamtych osób i żądałam tego aby dawali mi więcej. Więcej i więcej i więcej.
Potrzebowałam (Boże mówię to jakby to już było dawno temu i nieprawda) być w życiu tych osób Bogiem. Kimś komu się poświęca 100% czasu i wciąż było mało, nie rozumiałam tego (dalej nie rozumiem - nic się nie zmieniło) jak ktoś może chcieć spędzić czas z rodziną, jak można chcieć iść na piwo ze znajomymi, jak do cholery, można chcieć mieć swoje własne zainteresowania. Po co to komu?

Ale ja mogłam. JA potrzebowałam więcej czasu, więcej wolnego, więcej, więcej, więcej.
Moje życie jest pełne paradoksów i najgorsze jest to, że nic nie mogę z nimi zrobić. Hoduje w sobie poczucie winy za to co mi zrobili, za to czego mi nie dali, czego mnie pozbawili płytcy i niemyślący rodziciele. W mojej jednej głowie jestem JA i ja. JA która wymaga i ja która myśli.

Ciężko jest żyć we dwie.







Nocny Kochanek mnie przekrzykuje i nie mogę się skupić.
Wściekły Wąż jak Steven Segal.
Nara.