środa, 10 października 2018

Nic się nie zmienia

Nic się nigdy nie zmienia.
Wszystko zawsze zostaje takie jakie zawsze było. Środek jest zawsze tak samo zgniły jak był, mimo, że uśmiecham się niemal co dnia. Nie ma dla mnie miejsca, chociaż daje umysłowi złudną nadzieję, że będzie lepiej, że mam plan który chcę wykonać.

Ale w środku wiem jaka jest prawda. Umiem kłamać jak nikt inny, bo okłamuję samą siebie. I teraz, schodzi ze mnie powietrze. Bo wiem, że to wszystko nic nie da.

Czy to boli? Nie wiem, to stało się tak normalne jak oddychanie. Nie czuję tego. A może nie chcę czuć?


poniedziałek, 11 czerwca 2018

wtorek, 17 kwietnia 2018

śmierć.

I

Za szybko się przyzwyczajam. Za szybko jestem pewna siebie. Nie czekam, bo po co czekać, nie trzeba się zastanawiać, trzeba działać.

I z reguły to prowadzi do takich nocy jak ta, kiedy kładę się z nadzieją snu ale jest prawie szósta rano i moje myśli próbuje zagłuszyć Kortez.

Co mam robić? Jak mam żyć? Jak mam radzić sobie z tym nawałem emocji? 
Najchętniej wytaszczyłabym rower, zapaliłabym papierosa na zimnie i pojechała przed siebie.

Ostrzegałam, ostrzegałam tyle razy. Ale nie ostrzegłam siebie nie posłuchałam tych głosów z tyłu głowy które mówiły, żeby się nie spieszyć, bo znowu dostane po dupie. Tym razem szybciej - na szczęście.

Moje myśli wypływają w interwałach, czuję je całą sobą, czasami pojawiają się łzy i taka chora bezsilność, bo nie wiem jak sobie z tym poradzić, nie wiem jak walczyć, nie wiem jak się bronić - to brzmi bardziej adekwatnie bo dawno przestałam walczyć.

Tak, wciąż czekam na ten dzień w którym wszystko ucichnie, pojawi się mdła czerń i nie będzie bólu który rozszarpuje trzewia w milczeniu. Skąd możecie to wiedzieć, nie jesteście w stanie tego poczuć. Jak to jest?  Mimo wszystko czuć czystą nienawiść do życia. Dla mnie jest tylko to co trzymam w garści teraz, nie ma nic więcej przed, realnie nie ma nic przede mną. Są tylko marzenia, coś co dla Ciebie jest normą dla mnie jest czymś odległym, uśmiechasz się, wpatrujesz przez chwilę i wszytko obracasz w żart. 

Nawet Ty, który wszystko rozumiesz, Ty który przechodziłeś przez to samo piekło.


II


Nie wiesz jak to jest być samotnym mimo setek ludzi wokół, wiesz co to znaczy "bać się? Co dnia ONA wyciąga swoje łapy w moją stronę, mami i uwodzi spokojem i ciszą, brakiem bólu. 

Czasami leżę w łóżku w środku nocy, cisza zatyka mi uszy i to co leży tuż obok mnie nagle, pomimo ciemności staje się wyraziste. Tak, to sznur. Biorę wtedy garść tabletek na sen i próbuję zasnąć, zapłakana i zasmarkana szarpie się ze swoimi myślami, które nie chcą przejść, sen zbawca nie przychodzi. 
Wtedy sięgam po niego.
Upodlona, upokorzona przez samą siebie, przez swoją słabość i tchórzostwo. 
On doskonale do mnie pasuje, owija się wokół szyi i zaciska więzy. 
Łzy spływają mi po policzkach.
Niewiele brakuje.
Ale więzy puszczają i wtedy przychodzi sen.
Tak, tchórzę. 


Możesz mówić "wiem co czujesz" ale tak naprawdę to gówno wiesz. Wyprane regułki, szablonowe teksty.





















Rano czekam tylko na wiadomość która czasami ratuje mi życie. Dosłownie.

czwartek, 11 stycznia 2018

2018

Miałam kiedyś podsumować poprzedni rok, ale chęci uciekają , nie umiem zebrać myśli w jedną sensowną całość, wyjdzie jak zawsze - chaos to moje drugie imię.

Siedzę, słucham muzyki, obok pachnie zimna pizza na którą nie mam już ochoty, w głowie pustka a jednocześnie chęć wywalenia z siebie wszystkich zbędnych myśli, jakiegoś ciężaru którego nie jestem w stanie określić, czegoś co w środku siedzi bardzo długo, coś co zabiera miejsce na radość i szczęście, ten kamień, ta mgła czy szyba każdy określa to inaczej dla innych to pies.
Cholera, dziś przeglądałam dziennik, od trzech lat jest dokładnie to samo, bez żadnych zmian, czasami boję się, że w końcu rzeczywiście odważę się i wszystko się skończy.


Łzawo i jakoś chujowo.

https://www.youtube.com/watch?v=i4pdZEcSyxA

Ta świadomość, że rozstanie wisi w powietrzu, że dla dobra wszystkich wokół będziesz musiała wszystkich zostawić, żebyś i Ty sama nie cierpiała kiedy ktoś się rozmyśli. Żebyś nie musiała patrzeć jak odchodzą od Ciebie wszyscy inni. Żebyś nie miała tony nieprzespanych a przepłakanych nocy. Wymagam po cichu, cierpię ze swojego powodu w milczeniu.
Znowu ten ucisk w gardle kiedy okazuje się, że przypadkiem odkryłam prawdę.
Nie potrafię żyć szczęśliwa. Szczęście mnie zabija, potęguje strach. Wzmaga ból.

A ja chciałam tylko być dla kogoś całym światem.

czwartek, 19 października 2017

Wraca.

Oglądam zdjęcia na Instagramie, skroluję w dół i w dół ale i tak już jestem w piekle. Nigdzie się nie dokopie.

Startowałam z nimi równo. Praktycznie w jednym czasie oni są tam a ja jestem tu, mój umysł nie lubi pływać po powierzchni, nie lubi jak zbyt długo się go oszukuje i karmi cukiereczkami.
Tak, oszukuje swój własny umysł, żeby żyć. To śmieszne jak bardzo wszystko się zmienia, jakie kiedyś miałam problemy a jakie są teraz. Mogloby się wydawać, że mam wszystko czego chciałam kiedyś, o czym kiedyś tu pisałam.
Ale oglądam te zdjęcia i nie mam nic. Nie mam niczego co było na wyciągnięcie ręki.
Chyba mi z tym źle, chyba znowu popadam w obłęd.

Zawsze znajduję.

środa, 13 września 2017

Wrzesień.

Śmieszne jest to, że zawsze, ale to zawsze tu wracam. Aż mi głupio, bo czuję się jak syn marnotrawny który wraca ze wstydem i z podkulonym ogonem.
Ale za każdym razem wracam jako kto inny, za każdym razem z czym innym. Czasami nawet nie wiem z czym. Jak teraz dla przykładu, jakby kto go potrzebował.

Dziś jestem Martyn palący i pijący, wcześniej był tylko chaos, teraz jest chaos, fajki i alkohol, ciepłe towarzystwo do pustoszenia, we troje (w sumie czworo jeśli liczyć mnie, chociaż spychają mnie na margines...) zawsze raźniej. I jak myślę sobie teraz , że kiedyś wypowiedziałam zdanie które do dziś zapamiętam "WŻYCIUNIEBĘDĘPALIĆ,JAKMOŻNAPALIĆTOŚMIERDZI" to się tylko uśmiecham jaki człowiek był głupi i naiwny. W sumie dalej jest, ale teraz przynajmniej jestem tego świadoma i jest lżej.

Uświadomiona w tym z czym muszę żyć i, że jest to raczej nieuleczalne, jest mi...inaczej (po długiej chwili namysłu jakie słowo można tu napisać. Tak jestem narratorem w swojej własnej głowie) jest stabilnie mimo, że w tej kwestii nic się nie zmieniło, teraz wiem dlaczego tak się dzieje i pozostaje mi nauczyć się z tym żyć. Czasami wracam do czasu jak musiałam się z tym wszystkim sama kopać, jak nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego się tak dzieje na szczęście przyszedł czas kiedy poszłam po rozum do głowy i to mi otworzyło oczy. Jestem mądrzejsza o kilka doświadczeń, błędy i tak będę powtarzać, chociaż ja-hipokrytka zawsze twierdzę, że uczę się na błędach co oczywiście prawdą nie jest.

Ostatnio mnie olśniło, wiecie? Denerwowałam się jak ludzie ode mnie odchodzili, twierdziłam (przewrotnie dalej twierdzę...) że to były toksyczne związki które mnie pochłaniały bez reszty, w których nie mogłam być sobą, w których nie było miejsca na mnie.
No i przyszedł czas w którym spadło na mnie jak grom, to ja.
To ja byłam i jestem tą toksyczną osobą, nie było dla mnie miejsca bo jak? Skoro zajmowałam 99,9% miejsca w życiu tamtych osób i żądałam tego aby dawali mi więcej. Więcej i więcej i więcej.
Potrzebowałam (Boże mówię to jakby to już było dawno temu i nieprawda) być w życiu tych osób Bogiem. Kimś komu się poświęca 100% czasu i wciąż było mało, nie rozumiałam tego (dalej nie rozumiem - nic się nie zmieniło) jak ktoś może chcieć spędzić czas z rodziną, jak można chcieć iść na piwo ze znajomymi, jak do cholery, można chcieć mieć swoje własne zainteresowania. Po co to komu?

Ale ja mogłam. JA potrzebowałam więcej czasu, więcej wolnego, więcej, więcej, więcej.
Moje życie jest pełne paradoksów i najgorsze jest to, że nic nie mogę z nimi zrobić. Hoduje w sobie poczucie winy za to co mi zrobili, za to czego mi nie dali, czego mnie pozbawili płytcy i niemyślący rodziciele. W mojej jednej głowie jestem JA i ja. JA która wymaga i ja która myśli.

Ciężko jest żyć we dwie.







Nocny Kochanek mnie przekrzykuje i nie mogę się skupić.
Wściekły Wąż jak Steven Segal.
Nara.